Wagary

Od września jestem słuchaczką zawodowego kursu krawieckiego. Już wiem, że wielką projektanktą raczej nie zostanę, ale coś tam na pewno się nauczę. Pierwsze szycia mam za sobą. Bluzkę, jako prototyp nieudany, od razu po sfotografowaniu przeznaczyłam do kontenera PCK, torbę z poniższego zdjęcia zagospodarowała moja mama, odwróciła sobie wzorami na zewnątrz i ku mojej radości używa. Dziś impreza rodzinna, więc z tej okazji urządziłam sobie wagary od kursu.

W ramach ograniczania cukru postanowiłam pić kawę z syropem karmelowym i mlekiem tylko w weekendy, po sztuk jednej dziennie i tylko do godziny 12. Co oznacza, że w dni kursu tych kaw nie będzie w ogóle – minął ten czas, gdy budziłam się o 5 rano wyspana doskonale i miałam 2 godziny dla celebrowania poranka.

Minęło 13 miesięcy nieobcinania i niefarbowania włosów.

Na zdjęciu w nowej marynarce, historia z nią zabawna i ciepła: otóż wybrałam się z synusiem Juniorem do galerii handlowej celem ubrania go, chodziliśmy po sklepach osobno i ja wypatrzyłam sobie marynarkę. Cena zaporowa, ale skład fajny, 98% wełny, zrobiłam sobie zdjęcie i wysłałam lubemu z pytaniem, czy brać. Odpisał twierdząco. Ja na to: „To przyślij kochanie BLIK-a”. I przysłał. Radości co niemiara, chwalenia się miałam na tydzień.

Z synusiem Lolusiem wywiązała się ciekawa dyskusja, otóż stwierdził on, że hinduizm jest najprawdziwszą religią, a bierze się to stąd, że liczba organizmów na świecie od lat jest stała, począwszy od muszki owocówki do wieloryba, jeśli jednego gatunku ubywa, to innego przybywa, a zatem według Lolusia jest to dowód na reinkarnację, bo jak umrzesz jako muszka owocówka, to urodzisz się jako mysz polna i w ogóle jak to fajnie urodzić się muszką owocówką i żyć 24 godziny.

Dodaj komentarz