Gen X i antropocen

Jestem Gen X i żyję obecnie w antropocenie. Żyję w Polsce, która po odwiedzeniu  zwłaszcza Indii nie wydaje mi sie być najgorszym krajem, przynajmniej mamy na ogół ciepłą wodę i toaletę w domach, obowiązują nas jakieś zasady ruchu drogowego, trupy nie pływają ze śmieciami w rzekach jak w Gangesie w Varanasi, aczkolwiek przeraża mnie to, że według ostatniej sondy PiS ma 42% poparcia i że jesteśmy państwem z kartonu.

Żyję mieszanką wiary katolickiej i pogaństwa oraz tzw. zdrowego rozsądku: ubieram choinkę i dzielę się jajkiem (co też wywodzi się z pogaństwa), ale do kościoła nie chodzę, choć swego czasu niemal regularnie zapalałam świecę na Clara Montana w intencji miłości; myślę, że jest coś w tarocie i trzymam kilka nazwisk w lodzie w zamrażalniku, a moje dzieci zupełnie nie wiedzą, co się i kiedy odpowiada i klęka w czasie mszy, natomiast w pracy zawodowej opieram się na liczbach, przepisach i ciągłym raportowaniu w sztywno ustalonych terminach. Wierzę w medycynę akademicką, bo dzięki niej utrzymuję zdrowie, ale we wczesnodziecięcych latach mojemu pierworodnemu staw do torebki stawowej wstawiał wiejski znachor, bo lekarz akademicki chciał dziecku łokieć w gips włożyć. Mieszkam na wsi, ale na spacery jeżdżę w Aleje do pobliskiego byłego wojewódzkiego miasta i nie mam ogródka warzywnego.

Czytam, co mi w ręce wpadnie wlącznie z napisami na kosmetykach w czasie załatwiania potrzeb fizjologicznych i niemal grafomańsko piszę, anonimowo – jak mi się wydaje – na różnych platformach w necie od 2010 roku, to dobrze i źle jednocześnie; dobrze – bo w pewnym okresie życia było swoistą terapią i (nadal) sposobem na wygadywanie się, porządkowaniem i regulowaniem emocji; źle – bo dla eks taka anonimowa nie byłam i wyrwane z kontekstu zdania zostały użyte przeciw mnie w postępowaniach sądowych. 

Podoba mi się styl Old Money, podglądam więc bloga Kasi Tusk i Chic Attitude na Facebooku i obecnie w takim stylu staram się ubierać do pracy, ale lubię też zwariowany styl Iris Apfel i jeśli dożyję takiego wieku, właśnie tak chciałabym się nadal bawić modą. Często wskakuję też w dresy i jak zaczynałam znajomość z aktualnym partnerem, to widywał mnie niemal wyłącznie w legginsach. Najbardziej lubię na sobie zapach klasycznej Good Girl Caroline Herrera, ale mogą być też jej wariacje lub Eros od Versace, latem nie gardzę Romą Laury Biagotti.

Czasem jak coś p/i/e/p/r/z/n/ę, to sama sobie nie wierzę, że mogłam to powiedzieć, czy napisać. Ponoć to przez descendent w Strzelcu, który sprawia, że jak mi coś nie pasuje, to strzelam. 

Ogólem jestem pełna sprzeczności, chociaż Ukochany mówi, że jestem najbardziej uporządkowaną osobą, jaką poznał. A wyklepałam to, bo znowu obudziłam się wyspana o 2 w nocy. 

fot.: Pexels, RDN Stock

2 comments

  1. Tak się dzieje w głowie, po zwiedzeniu innych krajów innych kultur. Po wsiąknięciu w cos co nie było nam znane, albo raczej było tylko z dalekich opowieści. Nagle mieszają się światy, przenikają do naszej głowy, przemyśleń, może nawet chwilowych zachwytów.. Znam to ze swoich doświadczeń. U każdego inaczej wraca się do „swojego znanego świata” – nigdy jednak bez śladów doświadczeń. To ma swoje dobre i złe strony. To o czym piszesz wydaje się bardzo świeże, emocjonalne.
    Prawda jest taka , że gdziekolwiek pojedziemy, nauczymy się wiele ale zawsze będziemy porównywać – w te „dobre” i w te „złe” strony. Nie uwolnimy się od tego co w nas wrosło od urodzenia, choć byśmy bardzo udawali, ze jest inaczej.
    Mieszkam ponad 30 lat w innym kraju. Uwielbiam być tam gdzie żyje teraz. A jednak.. gdzieś „jeden palec u nogi” jedna szufladka mózgu zawieruszyła się zupełnie gdzie indziej. I tak juz będzie zawsze.
    Może to i dobrze..??

    Polubienie

Dodaj komentarz