Już prawie piątek

Oprócz przycięcia krzewów i migdałka z frontowego ogrodu, zajęłam się  też formowaniem cisów w tylnym ogrodzie i wycinaniem wisterii przy tarasie. Wisteria nie kwitla mi wcale od ponad 10 lat, natomiast okazała się być bardzo agresywnym pnączem. Nie tylko jałowce pachną oszalamiająco przy cięciu, cisy również. Cięcie zwłaszcza wisterii dało mi tak popalić, że aż mi sie z wysiłku ręcę trzęsły i musiałam potem w obu dłoniach nieść kubek z kawą na górę.

W październiku zeszłego roku postanowiłam starzeć się bez godności, czyli naturalnie. Przestałam farbować włosy, na zdjęciu nie widać, ale mam pojedyncze siwe włosy. Z powodu konfliktu między lekarzami, a kosmetyczkami o prawo do przerwania łączności tkanki postanowiłam też nie dać się kłuć zwłaszcza kosmetyczkom żadnymi dermapenami, botoksami i innymi wypełniaczami i poprawiaczami, na których w ogóle się nie znam. Moja mama regularnie chodzi do kosmetyczki, natomiast ja od czasu do czasu kupuję profesjonalne kosmetyki i sama robię sobie nieinwazyjne zabiegi. Sama robiłam sobie retinol, tretynoinę i wcześniej kwasy, a także próbowałam się pozbyć przebarwień różnymi metodami włączając picie soku z buraka czerwonego, cosmelan, dermamelan, czy sprowadzany z USA hydrochinon. Dermatolog orzekła, że laser nie pomoże. Wszystko o d*pę potrzaskać, pewnie dopóki będę brała silny lek, przebarwienia nie zejdą, a lek muszę brać do końca życia. Na co dzień stosuję podkład od Estee Lauder, więc na selfie przebarwienia nie rzucają sie w oczy (filtry w telefonie!), natomiast na zdjęciach z własnej lustrzanki wychodzę najczęściej koszmarnie, jakby lustrzanka rozjaśniała jasne miejsca na twarzy, a dociemniala plamki. Kochanie jednak akceptuje mnie z plamami, a wiadomo, że są sytuacje, że widzi mnie kompletnie w wersji saute. 

MIałam wczoraj wieczorem chwilowy i krótki kryzys dotyczący przeszłości, ale pomyślałam sobie, że kochanie nie może być moim terapeutą i ratownikiem, więc po uzyskaniu wyznania miłości zajęłam się słuchaniem podcastów Katarzyny Miller i jakoś spokojnie usnęłam, a dzisiaj obudziłam się w wyśmienitym nastroju. Z wszystkich różnic między mną, a eks największa była ta, że eks nie mógł znieść mojej niezależności, nie umiał sobie z tym kompletnie radzić, po prostu potrzebował bardziej zależnej od siebie osoby i takie osoby wybiera na kolejne partnerki. Wiem, że nie powinnam o eks pisać, bo to wygląda, że wciąż o  nim myślę – ale chcę tylko wyciągnąć prawidłowe wnioski z przeszłości, które będę mogła zastosować do bieżącej relacji, by nie popełnić tych samych błędów. W lipcu widziałam się z koleżanką ze studiów i tak gadałyśmy o różnych sprawach, jakiś jej kolega szarpie się z żoną, ale nie rozwodzi się, bo „z inną po jakimś czasie będzie identycznie”. A to nie jest do końca prawda, bo jeśli ktoś przepracuje stare problemy i wybierze do związku odpowiednio dojrzałą osobę o INNYM charakterze i sposobie komunikacji, ma duże szanse stworzyć lepszy związek. Stare problemy w nowych związkach biorą się głównie moim zdaniem z nieprzepracowania przyczyn rozpadu związku i wybierania sobie na kolejnych partnerów kopii partnerów wcześniejszych. Z dwóch spotkań terapii małżeńskiej, które odbyłam wyniosłam wiedzę, że zazwyczaj wybieramy sobie na partnera kopię rodzica przeciwnej płci, czyli mój eks wybrał sobie swoją matkę, nie w sensie fizycznym, ale pod kątem psychiki, a że z matką walczył ciągle i rzucał w nią krzesłami, to i nasz związek to była ciągła walka – albo ja mam takie wspomnienia. Ja też nie mogłam inaczej wybrać, bo mój eks urodził się nawet tego samego dnia co mój ojciec, a przecież jego zachowania widziałam przed ślubem, tylko różowe okulary zaćmiły mi zdrowy rozsądek. Teraz ja zachowuję sie inaczej, przede wszystkim jestem szczęśliwa sama ze sobą i lubię siebie, nie nudzę się ze sobą, żyję w zgodzie ze sobą, nauczyłam sie też, że partner nie jest mistrzem świata w telepatii czy innym duchem świętym i nie czyta w  moich myślach, i jak coś mam, to powiedzenie „domyśl się” nie istnieje, tylko to artykułuję. Po rozwodzie przeżyłam też z kimś innym relację z osobą, która może jest narcyzem (nie czuję sie uprawniona do diagnmozy i ghosting, zanim pojęcie narcyzmu i ghostingu zaczęło funkcjonować w języku polskim i też jest coś, czego nauczyłam sie w tamtej relacji – żeby siebie za dużo z głodu miłości nie dawać, ot tak, ile dostaję, tyle daję, musi być jakiś zdrowy parytet wymiany. Wybrałam też kogoś o zupełnie innym charakterze, kto bardzo długo się za mną nachodził i cierpliwie zniósł 13 razy zerwanie średnio raz w miesiącu, które było powodowane niepewnością, czy na pewno chcę zmieniać ułożone już życie i wchodzić w tę relację, a sprawiało, że wychodziłam na osobę kompletnie niezrównoważoną. 

No to się powymądrzałam i uzewnętrzniłam, ale siedzę od piątku na urlopie, synowie dzisiaj pojechali do ojca, więc mam dużo czasu tylko dla siebie. 

1 comments

  1. Bardzo podziwiam za rękę do roślin ❤️
    Jeśli chodzi o ingerencję w urodę to chyba nie ma nic, co chciałabym poprawić. Przynajmniej na ten moment. Lubię siebie i swoje ciało. Super, że tak o siebie dbasz ❤️
    Co do związków to myślę bardzo podobnie – ludzie wchodzą ze związku w związek, bez żadnej refleksji czy pracy nad sobą. W dodatku często z nadzieją, że ten facet czy kobieta rozwiąże ich problemy. A moje zdanie od lat jest niezmiennie – jeśli nie umiesz żyć sam/sama ze sobą, to jak ten obcy człowiek ma być z Tobą szczęśliwy?

    Polubienie

Dodaj komentarz