Poniedziałek

Wczoraj przesurfowałam w necie cały dzień, z pożytecznych rzeczy jedynie wydałam obiad – oczywiście w warunkach tarasowych, dosiałam trawy (padało i ma padać, więc mi akurat podleje; i temperatury spadły i będą akurat do wzrostu), posadziłam wrzosy.

Tak, rosną mi same z siebie skrzypy, dopiero wczoraj znalazłam preparat na to i chcę go zastosować. 

Planowałam bardziej zająć się trawnikiem i posypać go wapnem, ale to chyba odpuszczę sobie do wiosny, bo przecież nadchodzi teraz pora spoczynku i nie ma co roślin pobudzać. Na wiosnę natomiast zawsze jestem mega mocno zaangażowana w pracę zawodową i jakoś co roku mi prace ogrodowe wiosenne nie wychodzą, ale może znowu uda sie wyręczyć panem Heńkiem. Pożiwiom, uwidim.

W piątek rozpoczęłam urlop, w tym roku jeden krótki wyjazd, pierwszy raz od rozwodu bez dzieci. Myślałam, czy by z nimi nie jechać też na kilka dni na Lubelszczyznę, ale czekam aż odezwie sie hydraulik od pieca w sprawie montażu. Zaplanowałam więc sobie sprawy kurzo-ogrodowe, nawet chcę w pralni posprzątać i kostkę pozmiatać, co rzadko czynię. Mam w sobie dużo lęku, że w czasie urlopu będę dostawać telefony z pracy i głowa nie odpuści, więc w sumie siedzę jak na gwoździach bojąc się odejść nieco dalej od telefonu.

P.S. Z rzeczy, które wczoraj wysurfowałam, był filmik o zielonych flagach w związku: m.in. koniec z byciem królową dramy. Ja wiem, że miałam do tego skłonności i jak było za spokojnie, to prowokowałam sytuacje do dramy, ale odkąd się z tym połapałam, przestałam to robić. Teraz mało dramy w moim życiu, pewnie dlatego oglądam jednym okiem turecki serial o 17.15. 

Dodaj komentarz