Środa, czyli mała sobota

Środa to naprawdę taka mała sobota.

Żar jakby mniejszy, co potwierdza termometr w aucie.

W poniedziałek obudziłam się z zepsutym piecem gazowym, więc chwilowo nie mam ani ogrzewania (dobrze więc, że piec popsuł sie latem), ani ciepłej wody. Prysznice są więc krótkie, a kąpieli w wannie nie biorę od poniedziałku wcale. Dzisiaj może przyjdzie hydraulik wycenić wymianę pieca – stary ma 20 lat, za wymianę anody 8 lat temu dałam 1300 zł, więc stwierdziłam, że teraz lepiej kupić nowy.

fot.: Pexels, Karolina Grabowska

Zawodowo powinnam do jutra ogarnąć piątkowy deadline, więc cieszę się, tym bardziej, że nie musiałam pracować w wolny weekend, ani wieczorami. Wreszcie też zmoblizowałam się i napisałam kartki do moich snailmailowych koleżanek z USA, zauważając do pani w okienku pocztowym, że cena listu do Stanów od lat taka sama – jest więc coś, co nie drożeje. Napisałam jednej z nich, że na obecnym etapie moje życie jest spokojne i przewidywalne, i że zdaniem mojej najlepszej przyjaciółki taka nuda oznacza szczęście – wszak w serialach telewizyjnych pełno jest dramatu, bo to podkręca oglądalność. W sumie to nawet nie ma o czym pisać, bo i ciąg myśli wyciszony.

Dodaj komentarz